Thursday, June 27, 2019

Thank you, next

    Nie jest to temat wysokich lotów, jednak o dziwo mojej głowy nie zajmują tylko problemy związane ze zmianami klimatu. Czasami znajdzie się i miejsce na rozterki popularne, mniej ambitne, takie bardziej rozrywkowe. Tym razem los chciał, iż jest to miłość. Może nie, źle to ujęłam. Miłość to za dużo powiedziane. Bardziej miłosne fanaberie i złe wybory okresu młodzieńczego, a czasem i nawet dorosłego czy jeszcze dalej sięgając... Sprawa wręcz trywialna, a jednak w pewnym wieku otrzymuje rangę problemu.
     Otóż ostatnio obgadując jednego z chłopaków, z którymi się ówcześnie spotykałam, zauważyłyśmy z przyjaciółką jego idealne wpisywanie się w szablon nice guy'a. Zaryzykuję stwierdzeniem, iż nie jedna z Was spotykała się kiedyś z kimś takim. Chłopak jak ta lala na pierwszy rzut oka. No właśnie! Na pierwszy rzut oka. Z dnia na dzień zauważamy jego wielkie podobieństwo do cebuli, ale nie tej memicznej. Mam tu na myśli warstwy. Warstwy, z których obieramy owego "Pana idealnego" z rozmowy na rozmowę. Coraz mniej podoba nam się jego podejście, a zachowania które na początku wydawały się urocze zaczynają być przytłaczające. Regularnie podkreśla swoją "wspaniałość", aż zaczynamy się zastanawiać "chce nam zaimponować czy po prostu jest dupkiem?". Liczy na wdzięczność za każdy mały "miły" gest. Brzmi znajomo? Bo u mnie ten typ powtarza się regularnie!
     Zdecydowanie jestem nieuleczalną romantyczką. Kiedy byłam mała chłonęłam komedie romantyczne niczym gąbka. Do dzisiaj uwielbiam filmy z lat dziewięćdziesiątych i początku dwutysięcznych, mimo ich banalności - za każdym razem płaczę tak samo. Przez długi czas marzyłam o rycerzu na białym koniu, właśnie takim, którego obraz przedstawiało mi Hollywood. Najlepiej wyglądającego jak młody DiCaprio albo Hugh Grant czy inny amant kina bez polotu. Odrzucałam na swojej drodze wszystkich autentycznych chłopców, żeby w końcu trafić na TEGO. Jak się domyślacie jeszcze go nie spotkałam. Za kilka dni będę miała dwadzieścia lat, a w ich przeciągu ani razu nie udało mi się zbudować zdrowego związku. Albo związku w ogóle. Znajomi dobrze znają moje życie miłosne, ponieważ marudzę im o tym przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Może trochę przesadziłam, jednak często narzekam na swój brak talentu w budowaniu relacji.
     Podam Wam pewien przykład. Mamy pięciu facetów: pierwszego odrzucę ze względu na swój brak chęci i uprzedzenia do tworzenia "czegoś", drugi to fuckboy na którego miło popatrzeć i powzdychać "dlaczego jest tym fuckboyem? eh", trzeci nie jest zainteresowany płcią przeciwną (ale ja nim bardzo), czwartemu dam szansę, z czego okaże się to być właśnie NICE GUY, a piąty to Mr Perfect. Problem w tym, że on już szansy nie dostanie, ze względu na ostatnią chorą relację, którą musiałam przejść z panem, który podszywał się pod mój ideał. Łapiecie? Oczywiście o słuszności ostatniego kawalera dowiem się po czasie. Tak, właśnie po tym czasie, kiedy to decyduję się na bycie silną i niezależną kobietą, która da sobie radę ze wszystkim sama i w ogóle po co komu związki? Ten czas to czas oddechu, właśnie wtedy daję sobie na wstrzymanie i patrzę na długo ukrywane potrzeby. Koło zatacza się, kiedy dochodzą mnie słuchy o udanych związkach koleżanek. Jak to jedna poznała swojego narzeczonego przez Tindera, a inna nad Wisłą pijąc piwo. No dlaczego ja się pytam? Dlaczego dookoła mnie tyle tej miłości. Nie, nie jest okej, ja też chcę się do kogoś przytulić.
Oto moje pięć stadium zauroczeń, a może i sześć, o ile liczymy wewnętrzny kryzys. Za każdym razem tak samo, powtarza się mniej więcej co pół roku. Czasami życie dodaje historiom miłosnym kolorków, na przykład fuckboy jest zajęty i proponuje mały romans "póki dziewczyna hehe nie widzi" albo nice guy utrzyma się w przebraniu dłużej niż miesiąc.
     I tak siedzę i mielę tych chłopców i mężczyzn i tak w sumie to ciągle mam dużo towarzystwa, ale bez przerwy doskwiera mi samotność. Bo mimo tej otoczki budującej się świetlistej relacji i całej reszty bujd, które swój żywot zakończą wraz z moim pierwszym dniem okresu, nie mam komu zaufać, nikogo nie widzę w swojej przyszłości, nikomu nie daję szansy. Ciągle wszystkim dziękuję za miły tydzień, miesiąc... nie napiszę rok, bo tak daleko jeszcze nie zabrnęłam, come on. I tak tylko wołam "next" jak w tym programie randkowym MTV. Nie mówię, iż chętnych jest na pęczki, jednak zawsze znajdzie się jakiś Adonis czy Achilles, który na chwilę zajmie moje myśli albo przynajmniej powiadomienia z messengera. Nie ważne jak bardzo będę miała dosyć jego paplaniny, resztkami nerwów podtrzymam naszą sztuczną bańkę, aby nie musieć wracać do nudnego świata, w którym nie istnieje nawet iluzja bycia dla kogoś ważną.
Pisałam to o trzeciej nad ranem, wybaczcie mało wartościową rozkminę. 




Zdjęcia - Wojciech Gruszczyński (fb | insta)
Makijaż - Katarzyna Żurawska (fb | insta)

4 comments:

  1. Mam podobne przemyślenia do Twoich. Ale chyba jestem w takim momencie, że podobne wpisy mi się wyświetlają akurat dzisiaj. Może to jakiś znak? Może akurat ten pan nie-idealny okaże się tym idealnym, ale pod wzgledem psychicznym, a nie fizyczno-zarobkowym?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Uwierz mi, że tylko tego ideału z charakteru szukam :) Potrafię sama zarabiać pieniądze, mężczyzna mi do tego nie jest potrzebny. Sama modelką nie jestem, więc cudu nie oczekuję. W relacji chciałabym zrozumienia i szczerości, najlepiej aby powstała z przyjaźni. Ale każdy szuka pod innym kątem.

      Delete
  2. ทางเข้า pg ยอดเยี่ยมเกมออนไลน์ สล็อตบนโทรศัพท์เคลื่อนที่ แบบใหม่ปัจจุบัน ของโลก สมัครเล่น SLOT วันนี้รับโบนัส แรกเข้า 100% ในทันที โบนัส 50% สำหรับสมาชิกใหม่ ด้วยความพิเศษของ พีจี สล็อต ที่มีลักษณะของการเล่นที่ง่าย ต้นแบบเกมแบบใหม่ ไม่มีเบื่อ

    ReplyDelete