Wiem, że już wcześniej napisałam post o marzeniach, ale po obejrzeniu najnowszego odcinka "The Carrie Diaries" nie mogłam się powstrzymać od zrobienia tego ponownie. Muszę się wam przyznać, że Carrie Bradshaw to jedna z osób, które mnie inspirują. Nie ważne czy mówimy o pisarce z Manhattanu, która jest kochanką Mr Biga, czy o młodej poszukującej swojej przyszłości dziewczynie z małego miasteczka, po uszy zakochanej w Sebastianie Kyddzie. Uwielbiam obydwie! Każda strona Carrie jest dla mnie inspirująca. Wszystkie jej przemyślenia z "The Carrie Diaries", które poznajemy podczas oglądania perypetii z życia bohaterki są takie prawdziwe! Dużo z nich mogłabym dopasować do moich. Ostatni odcinek "Run to You" jest właśnie o marzeniach. Jeśli ktoś śledzi serial od początku wie, że młodziutka Panna Bradshaw zmaga się ze stratą mamy, a jej tata aby pomóc przejść przez ciężki okres załatwia córce pracę w kancelarii adwokackiej swojego przyjaciela w Nowym Jorku. Wielkie marzenie o mieście właśnie zaczyna się spełniać. Na Manhattanie nastolatka poznaje Larrisę, swoją przyszłą przyjaciółkę i pracownicę magazynu "Interview". Kobieta pomaga Carrie odnaleźć się w NYC. Bradshaw jest zafascynowana wielkim światem (zresztą nie ma co się dziwić). W między czasie poznawania jasnych i ciemnych stron miasta śledzimy przygody Carrie oraz jej przyjaciół. Życie bohaterki obraca się o 180 stopni, nagle staje się częścią Manhattanu. Dostaje się na studia, później Larrisa przedstawia jej ofertę pracy w "Interview", którą ostatecznie przyjmuje rezygnując z N.Y.U., kończy szkołę i... jej przyjaciółkę zwalniają, co niesie za sobą również zwolnienie nastolatki. Jej świat staje na głowie, nie wie co ze sobą zrobić, zaprzepaściła szanse na studia, straciła pracę w magazynie, zostaje z niczym (oczywiście nie licząc jej chłopaka i przyjaciół, z którymi niestety również będzie musiała się rozstać). Po przemyśleniu wszystkiego, co robi Carrie? Postanawia walczyć o marzenia! Teraz nie liczy się dla niej GDZIE będzie pracowała, ważne, że w ogóle zarobi. Chce dość do wszystkiego małymi kroczkami. Dlaczego? Otóż panna Bradshaw zna swoją wartość i wierzy w siebie oraz swoje marzenia, które pewnego dnia (o czym przekonaliśmy się w "Sex and the city") w końcu się spełnią i niegdyś zagubiona nastolatka dostanie od życia więcej niż by się tego spodziewała.
To w niej lubię. Carrie mimo kłopotów nie ucieka ze swoim chłopakiem, tylko zostaje i walczy jak lwica o to, co jej się należy. Nie ważne, że ktoś powie, że się do tego nie nadaje. ONA WIE, ŻE TAK MA BYĆ. TO JEJ ŻYCIE, JEJ MARZENIA I JEJ PRZYSZŁOŚĆ. Mimo iż obchodzi ją zdanie innych (a może raczej obchodziło), to dzięki Sebastianowi nauczyła się patrzeć na to z innej perspektywy i nie przywiązywać zbyt dużej wagi do tych, którzy nie wnoszą nic istotnego do jej świata.
Wtedy myślę: "DALEJ BRADSHAW! POKAŻ IM!", a chwilę później: "Zaraz... przecież ja też mogę". Bo dzięki Carrie zauważyłam, że dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych. Porażki, które zaliczyła - nie wstydzi się ich, ponieważ to one uczyniły ją jeszcze silniejszą dzisiaj. Spójrzmy na kobietę z "Sex and the city". Czy kiedy widzicie Sarę Jessicę Parker ubraną w szpilki od Jimmy'ego Choo myślicie o niej jako o dziewczynie z małego miasteczka, która osiągnęła wszystko ciężką pracą i wiarą w siebie? Na pierwszy rzut oka, wręcz powiedziałabym, że urodziła się w NYC i mimo swojego talentu zapewne i tak miała łatwy start.
Niestety, to tylko seriale. Carrie nigdy nie istniała i nie osiągnęła tego wszystkiego... Jednak, to nie znaczy, że my nie możemy! Bradshaw jest dla mnie chodzącą inspiracją, nie ważne czy żyje naprawdę, czy tylko w mojej głowie i telewizji. Osiągnęła sukces, znalazła przyjaciółki i cudownego mężczyznę, a na dodatek to wszystko w NYC. Jaka teraz jest wasza wymówka przed zabraniem się za spełnianie marzeń?
Słowa 18-letniej Carrie o Nowym Jorku i jej przyszłości:
"[...] Należę do tego miasta. To jest mój dom. I mimo, że nic tu dla mnie nie ma... Ani pracy, anie studiów. Muszę tu zostać i walczyć o swoje życie."
"[...] To tutaj należę. Nie mam wielu odpowiedzi. W zasadzie żadnej. Wiem tylko, że totalnie nawaliłam. Ale jestem tutaj, żeby walczyć o życie, którego chciałam w tym mieście, jako pisarka. I nie poproszę Cię nawet o grosza. Znajdę mieszkanie, dodatkowe prace. Spróbuję pracować nawet jako kelnerka. Zrobię wszystko, żeby osiągnąć, co chcę."
FOLLOW ME ON:
LIKE ME ON: