Sunday, April 28, 2019

Ideały Instagrama

     Kiedy ostatnio stałam nago przed lustrem i uświadomiłam sobie jak mało czasu zostało do wakacji i jak bardzo moja figura jest odległa figurze Cindy Crawford w latach 90tych zaczęłam się nad czymś zastanawiać. Każdy z nas ma w swojej główce jakiś ideał, chodzi o poczucie estetyki. Niektórzy preferują sportowe babki, dużo widocznych mięśni, inni wręcz wychudzone i drobniutkie kobietki, są też tacy lubiący bardziej zaokrąglone figurki. 

     Ćwiczę i staram się zdrowo odżywiać, wiem że robię to dla siebie, swojego dobrego samopoczucia i zdrowia psychicznego, ale co z urojonymi ideałami sylwetki? Dążę do nich dla siebie czy dla innych? Przecież nawet nie mam takiej samej budowy jak moje idolki! Zbliża się lato, zaczynamy być z każdej możliwej strony bombardowani zdjęciami pięknych kobiet w bikini. Instagramowe gwiazdeczki będące na wiecznych wakacjach dbały o taki content nawet w zimę, jednak ja nie o tym. Przeszłam już pewne problemy z samoakceptacją i zaburzeniami odżywiania, więc jestem nieco bardziej odporna na letnią depresję, mimo to od lat wymyślam sobie nowe ideały. Nie mam długich nóg i drobnej budowy. Szerokie ramiona, pełne uda (ale wąskie biodra!), za małe wcięcie w talii, nawet biust oklapły - o tak, to ja. Czy jest COKOLWIEK, co mogłabym uznać w swojej budowie za ładne? Zawsze lubiłam łydki, ostatnio zaczęłam akceptować tyłek, na tym koniec. Od lat wzdycham do kobiet, które mają wąskie ramiona,  szerokie biodra i najlepiej 175 centymetrów wzrostu - ponad dziesięć więcej niż ja. 

     Ostatnio trafiłam na ciekawy profil instagramowy. Mianowicie ktoś wstawia zdjęcia instagramowych modelek z ich galerii i porównuje ze zrobionymi przez paparazzi - różnica jest niesamowita! Kobiety pozbywają się swoich kompleksów przy pomocy photoshopa lub innych, czasem nawet mniej profesjonalnych aplikacji. Tworzą zupełnie nowy wizerunek, który czasami byłby nie do osiągnięcia. Powiększają biodra, wcięcie w talii, oczy i usta, wydłużają nogi, zmniejszają nos, podkreślają kości policzkowe... Przeprowadzają więcej wirtualnych zabiegów niż nie jeden chirurg plastyczny w normalny dzień pracy. Osoby w moim wieku to jeszcze pół biedy, ale ich odbiorcami są zazwyczaj młodziutkie nastolatki, które wierzą we wszystko co zobaczą w internecie.

     Nie mam nic przeciwko ingerowaniu w swoją urodę przy pomocy medycyny estetycznej lub chirurgii plastycznej, jednak zmiana wyglądu w aplikacjach albo programach? Tutaj często wychodzi się ponad skalę możliwości, tworzy zupełnie nową osobę coraz bardziej przypominającą wirtualnego Sima. Skoro niektórzy uważają owe operacje za kłamstwo, co powiedzą o tym przypadku? Szczególnie kiedy ktoś aspiruje na miano fitnesowego guru z dorobionymi mięśniami lub specjalisty skincare z retuszowanymi niedoskonałościami. Najlepsze, iż niektórzy zaprzeczają ingerowaniu w swój wizerunek, co może skutkować tworzeniem kompleksów u słabiej obdarzonych przez stwórcę osób. Rozumiem, że w tych czasach autentyczność wydaje się nie być cool, ale uwierzcie, że budowanie wyimaginowanej rzeczywistości jest jeszcze gorsze. 
     Drogie kobietki, dbajmy o siebie, ale dążmy do osiągalnych ideałów. Nie wierzmy we wszystko co zobaczymy w internecie. Jeszcze tego nie wiecie, ale bardzo możliwe, że jesteście czyimś ideałem.











Zdjęcia autorstwa Alberta B. (instagram - klik)
Continue reading

Thursday, April 4, 2019

Studia


Teraz, kiedy jestem już po pierwszym semestrze na Uniwersytecie Warszawskim, w końcu czuję, że mogę chociaż trochę wypowiedzieć się na temat studiów. 
Pamiętam jak przepłakałam końcówkę września, trochę ze strachu, trochę z ekscytacji. Jedno było pewne - nie miałam pojęcia co mnie czeka. Całe przejście ze ścisłego profilu na, bądźmy szczerzy, humanistyczny kierunek studiów - niebo a ziemia. Po liceum moja samoocena pod względem intelektualnym sięgnęła dna. Matura pozbawiła mnie ostatnich szarych komórek, więc wybór jakichkolwiek studiów z galaretą zamiast mózgu był postawieniem wszystkiego na jedną kartę. Nie wierzę w poprawę egzaminu dojrzałości. Do tego trzeba mieć cel, trzeba marzyć o medycynie czy innym ambitnym kierunku. Ja marzę tylko o szczęściu, a z resztą wiem że jakoś dam sobie radę. Jestem w czepku urodzona, dziecko spod szczęśliwej gwiazdy mawiają. Jednak pozwolę sobie wrócić do spraw obecnych, ponieważ niestety nie wiem co przyniesie przyszłość. 
A więc studia, co? Europeistyka hmm... To był tak zwany ślepy strzał. Nie wiedziałam jak wygląda ten kierunek, nie miałam pojęcia co mnie czeka. Dużo historii, polityki i prawa - super! Coś czego nie lubię! Mimo to, uwielbiam udowadniać innym (i sobie przede wszystkim), że kiedy coś wydaje się wręcz absurdalne w połączeniu ze mną - nie będzie źle. Często się mylę. Miłości, znajomi, profil w liceum...
Jednak w tym trafiłam! Tak moi drodzy, uwielbiam moje studia! 
Może trochę wybiegłam przed szereg z tym całym oświadczeniem i za jakiś czas będę gryźć się w język, że coś takiego mogło wyjść z moich ust, jednak teraz jestem bardzo szczęśliwa. Kto by pomyślał, że nauka historii nie jest taka zła? Kto by pomyślał, że nauka w ogóle nie jest taka zła?! Gdybym wiedziała to w liceum... Mądra dopiero po szkodzie jak to mówią. Jednak wszystko jest tylko wstępem do tego, co naprawdę chcę Wam przekazać. Wstępem do tajemnicy szczęścia, o której tyle słyszałam, jednak wątpiłam że kiedykolwiek będę w stanie ją zgłębić.
Mianowicie... co tak naprawdę oznaczają studia?
Dla jednych to niekończące się imprezy, sprawdzanie możliwości swoich płuc i walenie wiadra o drugiej w nocy. Dla innych, zazwyczaj tych z bardziej „ambitnych” kierunków (czytaj: medycyna), wir pracy i obowiązków. Nie mogą odstąpić książek nawet na chwilę, ponieważ każdego dnia czeka ich kolokwium z wiedzy mniej lub bardziej potrzebnej do przyszłej specjalizacji.
Opcji jest wiele, czasami i na tych mniej poważanych kierunkach znajdą się omnibusy, które za wszelką cenę będą chciały wyróżniać się na tle kolegów z grupy. Świecić wiedzą i przykładem. 
Ja nie należę ani do jednych, ani do drugich, albo do obydwu po trochu? Pewnie, czasami poimprezuję (czasami za bardzo). Staram się też przygotowywać na każde zajęcia. Jednak dla mnie studia to przede wszystkim możliwości. Poza uczelnią mam również swoje życie. Czytam dla przyjemności, chodzę na wystawy, poznaję i spotykam ludzi, rozwijam pasje, zainteresowania. Pierwszy raz jest mi tak dobrze! W końcu nie jestem ograniczona przez rodziców czy szkołę. Rówieśnicy też przestali interesować się nieswoimi sprawami. Teraz każdy przejmuje się sobą, to jest piękne. Już nie jesteśmy w liceum, gdzie wszyscy pojedynczy uczniowie składają się na małą społeczność. Już nie ma hierarchii - nie liczy się kto był najładniejszą dziewczyną w szkole czy najbardziej lubianym sportowcem. Tak naprawdę każdy żyje dla siebie, możesz gadać ze wszystkimi albo z nikim. Tak jest przynajmniej u mnie. Bardzo cenię za to znajomych z roku. Nie zachowują się jak dzieci, pilnują swoich spraw, nie wytykają palcami, nie pytają - są sami sobie. Nie oceniają, dla nich jesteś po prostu człowiekiem, nie rozrywką. Nie wierzyłam, kiedy moja ciocia powtarzała mi, że w końcu nadejdzie dzień, kiedy nie będę się przejmować zdaniem innych. Wiecie co? Ten dzień nadszedł. Nie przejmuję się innymi, bo wiem, że inni nie przejmują się mną. Właśnie to są studia. Odejście od sztucznie tworzonej społeczności pełnej fałszu i zakłamania, wkraczanie w dorosłość, poznawanie siebie. Piękny czas. Oto tajemnica szczęścia kochani, bierzcie i jedzcie z tego wszyscy. To Wasz czas. Amen.


Z tego co zauważyłam - nie opublikowałam tutaj efektów wielu sesji. Czas to nadrobić! Panie i Panowie, przed Wami zdjęcia autorstwa Alicji Patyk (instagram). Bardzo lubię te portrety, mam nadzieję, że Wam również przypadną do gustu.
PS Z Alicją szykują mi się fajne projekty w najbliższym czasie, tym razem nie będę przed obiektywem, warto śledzić!













Continue reading