Lena Sobalak blog

Pages

  • BLOG
  • ABOUT ME & COLLABORATION

Thursday, April 4, 2019

Studia


Teraz, kiedy jestem już po pierwszym semestrze na Uniwersytecie Warszawskim, w końcu czuję, że mogę chociaż trochę wypowiedzieć się na temat studiów. 
Pamiętam jak przepłakałam końcówkę września, trochę ze strachu, trochę z ekscytacji. Jedno było pewne - nie miałam pojęcia co mnie czeka. Całe przejście ze ścisłego profilu na, bądźmy szczerzy, humanistyczny kierunek studiów - niebo a ziemia. Po liceum moja samoocena pod względem intelektualnym sięgnęła dna. Matura pozbawiła mnie ostatnich szarych komórek, więc wybór jakichkolwiek studiów z galaretą zamiast mózgu był postawieniem wszystkiego na jedną kartę. Nie wierzę w poprawę egzaminu dojrzałości. Do tego trzeba mieć cel, trzeba marzyć o medycynie czy innym ambitnym kierunku. Ja marzę tylko o szczęściu, a z resztą wiem że jakoś dam sobie radę. Jestem w czepku urodzona, dziecko spod szczęśliwej gwiazdy mawiają. Jednak pozwolę sobie wrócić do spraw obecnych, ponieważ niestety nie wiem co przyniesie przyszłość. 
A więc studia, co? Europeistyka hmm... To był tak zwany ślepy strzał. Nie wiedziałam jak wygląda ten kierunek, nie miałam pojęcia co mnie czeka. Dużo historii, polityki i prawa - super! Coś czego nie lubię! Mimo to, uwielbiam udowadniać innym (i sobie przede wszystkim), że kiedy coś wydaje się wręcz absurdalne w połączeniu ze mną - nie będzie źle. Często się mylę. Miłości, znajomi, profil w liceum...
Jednak w tym trafiłam! Tak moi drodzy, uwielbiam moje studia! 
Może trochę wybiegłam przed szereg z tym całym oświadczeniem i za jakiś czas będę gryźć się w język, że coś takiego mogło wyjść z moich ust, jednak teraz jestem bardzo szczęśliwa. Kto by pomyślał, że nauka historii nie jest taka zła? Kto by pomyślał, że nauka w ogóle nie jest taka zła?! Gdybym wiedziała to w liceum... Mądra dopiero po szkodzie jak to mówią. Jednak wszystko jest tylko wstępem do tego, co naprawdę chcę Wam przekazać. Wstępem do tajemnicy szczęścia, o której tyle słyszałam, jednak wątpiłam że kiedykolwiek będę w stanie ją zgłębić.
Mianowicie... co tak naprawdę oznaczają studia?
Dla jednych to niekończące się imprezy, sprawdzanie możliwości swoich płuc i walenie wiadra o drugiej w nocy. Dla innych, zazwyczaj tych z bardziej „ambitnych” kierunków (czytaj: medycyna), wir pracy i obowiązków. Nie mogą odstąpić książek nawet na chwilę, ponieważ każdego dnia czeka ich kolokwium z wiedzy mniej lub bardziej potrzebnej do przyszłej specjalizacji.
Opcji jest wiele, czasami i na tych mniej poważanych kierunkach znajdą się omnibusy, które za wszelką cenę będą chciały wyróżniać się na tle kolegów z grupy. Świecić wiedzą i przykładem. 
Ja nie należę ani do jednych, ani do drugich, albo do obydwu po trochu? Pewnie, czasami poimprezuję (czasami za bardzo). Staram się też przygotowywać na każde zajęcia. Jednak dla mnie studia to przede wszystkim możliwości. Poza uczelnią mam również swoje życie. Czytam dla przyjemności, chodzę na wystawy, poznaję i spotykam ludzi, rozwijam pasje, zainteresowania. Pierwszy raz jest mi tak dobrze! W końcu nie jestem ograniczona przez rodziców czy szkołę. Rówieśnicy też przestali interesować się nieswoimi sprawami. Teraz każdy przejmuje się sobą, to jest piękne. Już nie jesteśmy w liceum, gdzie wszyscy pojedynczy uczniowie składają się na małą społeczność. Już nie ma hierarchii - nie liczy się kto był najładniejszą dziewczyną w szkole czy najbardziej lubianym sportowcem. Tak naprawdę każdy żyje dla siebie, możesz gadać ze wszystkimi albo z nikim. Tak jest przynajmniej u mnie. Bardzo cenię za to znajomych z roku. Nie zachowują się jak dzieci, pilnują swoich spraw, nie wytykają palcami, nie pytają - są sami sobie. Nie oceniają, dla nich jesteś po prostu człowiekiem, nie rozrywką. Nie wierzyłam, kiedy moja ciocia powtarzała mi, że w końcu nadejdzie dzień, kiedy nie będę się przejmować zdaniem innych. Wiecie co? Ten dzień nadszedł. Nie przejmuję się innymi, bo wiem, że inni nie przejmują się mną. Właśnie to są studia. Odejście od sztucznie tworzonej społeczności pełnej fałszu i zakłamania, wkraczanie w dorosłość, poznawanie siebie. Piękny czas. Oto tajemnica szczęścia kochani, bierzcie i jedzcie z tego wszyscy. To Wasz czas. Amen.


Z tego co zauważyłam - nie opublikowałam tutaj efektów wielu sesji. Czas to nadrobić! Panie i Panowie, przed Wami zdjęcia autorstwa Alicji Patyk (instagram). Bardzo lubię te portrety, mam nadzieję, że Wam również przypadną do gustu.
PS Z Alicją szykują mi się fajne projekty w najbliższym czasie, tym razem nie będę przed obiektywem, warto śledzić!













Continue reading
Posted by Lena Sobalak at 12:34 PM 7 comments:
Labels: article
SHARE THIS

Wednesday, February 6, 2019

Stany depresyjne #1

     Social media wprowadziły nas w czasy, kiedy każdy pokazuje jak idealne jest jego życie, nawet jeżeli takie nie jest. Niestety wszyscy cierpimy na mniejsze bądź większe zaburzenia. Pewnie było tak od zawsze, jednak ludzkie podejście do psychiki zmieniło się na przestrzeni lat. Postanowiłam stworzyć serię wpisów, w której poruszę kilka problemów. Każdego doświadczyłam sama, nie zamierzam wypowiadać się na nieznane mi tematy. Jeśli nie jesteś zainteresowany - po prostu opuść tego bloga. Jesteś tu z własnej nieprzymuszonej woli i tak samo możesz zrezygnować z dalszego czytania.

      Nie chcę, żebyście przyjęli tę serię jako formę „żalenia się”, od tego miałam psychologa. Myślę, że niektórymi doświadczeniami warto się podzielić, może to oszczędzić problemów i błędów innym osobom. Sama potrzebowałam trochę czasu na „otworzenie się” przed - bądźmy szczerzy - nieznajomymi. Ciągle dziwnie się czuję z myślą, że może to przeczytać KAŻDY, jednak poprzednie wpisy, w których szczerze opisywałam stan emocjonalny (klasa maturalna, maturka) spotkały się z bardzo pozytywnym odzewem. Mam nadzieję, że z tą serią będzie podobnie. I tutaj czas na niespodziankę, ponieważ nie stworzę tych wpisów sama! Oczywiście, przedstawię tutaj swój punkt widzenia, jednak każdy post przewiduje co najmniej jednego gościa „specjalnego”, osobę która również miała do czynienia z danym problemem. Na pierwszy ogień idzie depresja oraz moja koleżanka Anna Jaroszewska, w internecie znana pod pseudonimem porcelanovva.

      Ania jest cudowną, ciepłą osobą z ogromnym serduszkiem. Od 13 roku życia zajmuje się fotomodelingiem, a od kilku lat dodatkowo fotografią. To rudowłosa piękność, od której przepis na piegi ściągnęła nawet Red Lipstick Monster! Ania nie boi się poruszać tematu depresji na swoich social mediach, właśnie dlatego zgodziła się ze mną o tym porozmawiać. W tym wpisie odpowie na kilka moich pytań, które (mam nadzieję) pomogą Wam lepiej ją zrozumieć. Pozwolicie jednak, że zacznę od swoich doświadczeń.

      Spotkałam się z różnymi opiniami na temat depresji. Moim zdaniem nie da się z niej całkowicie wyleczyć, jednakże można załagodzić, uśpić, stłumić - jak tylko chcecie nazwać stan, w którym wraca się do „normalnego” funkcjonowania.
      Podstawowe pytanie, które można sobie zadać to „czy wiemy z czego mogło się to zrodzić?”. Cofnę się do moich początków funkcjonowania w społeczeństwie. Jak pewnie zauważyliście - potrzebujemy ludzi. Niezależnie od nas samych, lubimy dostawać komplementy, mieć świadomość przynależności do jakiegoś środowiska i być adorowanymi lub po prostu akceptowanymi. Przy większej próbie asymilacji z rówieśnikami, miałam wrażenie że wszystkim przeszkadza moje towarzystwo, więc na własne życzenie odsuwałam się. Z drugiej jednak strony - potrzebowałam przyjaciół. Na końcu zawsze gdzieś trafiałam.
      Nie wiem jak to ująć, jednak mam w sobie pewną manierę, która uaktywnia się kiedy jestem pośród ludzi. Udaję kogoś innego, bardziej zuchwałego, nie panuję nad tym. Przez co nowi znajomi często zniechęcają się na samym początku i rezygnują z pogłębienia naszej relacji.
      Mam problem z otworzeniem się przed ludźmi, dopuszczeniem ich do siebie. Wszystko wzmocniła śmierć taty, która jeszcze bardziej zamknęła mnie na innych. Dodatkowo od zawsze czułam się gorsza od otoczenia, miałam masę kompleksów. W pewnym momencie wpakowałam się w nieodpowiednie towarzystwo. Zapomniałam co jest dla mnie ważne, odrzuciłam swoje stare ideały i szukałam akceptacji w toksycznym (dla mnie) środowisku.
      Problemy w szkole, konflikty w życiu osobistym, miłosne rozterki i ciągłe nieuporanie się ze śmiercią taty (o czym wtedy jeszcze nie wiedziałam) doprowadziły do kumulacji całej negatywnej energii. Zrobiłam sobie krzywdę. Nie był to pierwszy raz, jednak najbardziej zdecydowany i świadomy. Po tym mama postanowiła wysłać mnie na terapię. Na początku nie przynosiła efektów. Bardziej skupiałam się na teraźniejszości. Nie szukałam problemu w sobie. Źle spałam, straciłam ambicje, nie ciekawiła mnie przyszłość. Coraz gorzej czułam się z samą sobą. Rozważałam ucieczkę z domu lub całkowite odejście. Nawet napisałam listy do osób bliskich i tych, które były „powodem”. Nigdy nikomu ich nie pokazałam. Tej nocy coś we mnie pękło, musiałam podjąć decyzję - albo w końcu wezmę się w garść albo będę dalej egzystować i patrzeć na cierpienie mamy. Zauważyłam, że w tym wszystkim nie chodzi tylko o mnie, nie tylko ja tracę czas ze swojego bytu.
      Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy wasza najbliższa osoba z dnia na dzień ma coraz mniej ambicji do życia. Próbujecie z całych sił pomóc, ale jesteście bezsilni, ponieważ ten ktoś nie wykazuje najmniejszych chęci zmiany. Po prostu egzystuje i czeka na koniec. Na początku chcecie zarazić pozytywną energią, pokazujecie jakie życie jest piękne. Z czasem jednak tracicie cierpliwość, do akcji wkracza złość, płacz, nieudolne próby zrozumienia. W końcu dochodzicie do wniosku, że nic więcej nie możecie zrobić, pomogliście wystarczająco dużo i każde następne staranie będzie bezsensowne. Jedyne co pozostaje to akceptacja i czekanie na krok samego zainteresowanego. To właśnie perspektywa bliskiej osoby.
      Nie chciałam dłużej trzymać mojej mamy w takim stanie. Po raz pierwszy poruszyłam na terapii temat taty, cofnęłam się do dnia wypadku, wypłakała morze łez. Powiedziałam komuś co czuję, wypuściłam skrywane poczucie winy. Cofnęłam się jeszcze dalej, do przedszkola, kiedy dzieci wyśmiewały mnie ze względu na tuszę. Wróciłam do chwil, kiedy wszyscy chłopcy, którzy mi się podobali wybierali moje koleżanki. Przywołałam pierwszy pocałunek, przez który żyłam w przeświadczeniu, że jestem dziewczyną łatwą, bez szacunku do siebie, która nie zasługuje na kogoś dobrego. Wróciłam myślami do głodówek,  jedzenia chusteczek i brania środków przeczyszczających, wszystko ze względu na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej i wyśmiewanie przez starsze dzieciaki. Normalne codzienne problemy, jednak to właśnie one, więzione przez lata w mojej głowie budowały poczucie beznadziejności. Brzmi znajomo? Wcześniej nawet nie sądziłam, że to może być ich sprawka. Tak było i już. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wielki wpływ miały na mnie poszczególne sytuacje, na moją samoocenę. Podstawą było dobrze zadane pytanie i chęć znalezienia odpowiedzi.

      Czasami dostaję wiadomości od moich obserwatorów. Szukają pomocy i zrozumienia. Właśnie dlatego pomyślałam o takiej serii. Może kiedy przeczytają o podobnych przypadkach spróbują coś z tym zrobić? Zrozumieją, że nie ma się czego wstydzić i poproszą o pomoc - rodzica, pedagoga, przyjaciela - zaufaną osobę. Im wcześniej, tym lepiej. Paradoksem jest to, iż dużo z nas czuje się niepasującym do społeczeństwa, z czego takich osób jest więcej niż nam się wydaje. Skoro takich „innych” jest dużo, nie są oni „inni”, ponieważ gdzieś pasują i w ten sposób okazuje się, że wymyślona „inność” nie istnieje. Są różne typy osobowości. Każda stanowi jakiś procent społeczeństwa. Poszukujemy siebie, poszukujemy akceptacji, poszukujemy ludzi, którzy nas pokochają, obojętnie którą miłością. Ważne, abyśmy dobrze wybrali towarzystwo, czuli że właśnie tam jest nasze miejsce. Szukajcie do skutku, po co macie się męczyć?

      Ludzie odgrywają dużą rolę w naszym życiu. Człowiek jest zwierzęciem stadnym. Pojedyncze przypadki potrafią przeżyć w zupełnym odosobnieniu. Ja miałam to szczęście, że w końcu spotkałam duszyczki, które mogę nazwać przyjaciółmi. Wiadomo, nie we wszystkim się zgadzamy, ale akceptujemy różnice. Mam również kochającą rodzinę, która wspiera mnie w każdych planach i decyzjach. Jestem za nich niesamowicie wdzięczna. Nie wiem kiedy sama bym do tego doszła. Psycholog bardzo mi pomógł. U mnie obyło się bez mocniejszej formy leczenia, jednak dostawałam różne prace domowe. Jedną z nich było pisanie. Miałam pisać, ilekroć coś wywoła we mnie zbyt intensywne emocje. Chroniło mnie to przed karaniem samej siebie fizycznie lub psychicznie, jak robiłam to do tej pory.

      Tyle z mojej strony, myślę że to co przytoczyłam jest wystarczające. Nie ma sensu bardziej uchylać mojej psychiki. Przejdźmy teraz do Ani i jej odpowiedzi na pytania, które zadałam.

1. Czy jesteś w stanie określić przyczynę/przyczyny swojego stanu depresyjnego?

Już na pierwszej wizycie u lekarza dowiedziałam się, że wszystkie moje dotychczasowe problemy (depresja, lęki, zaburzenia odżywiania) miały swój początek w stresującym dzieciństwie. "Cierpię" na zaburzenie osobowości z pogranicza (borderline) i depresja jest u mnie nieodłączną jego częścią.

2. Jaki wpływ miał Twój problem na najbliższe otoczenie?

Kilka bardzo bliskich osób odwróciło się ode mnie w czasie, kiedy najbardziej ich potrzebowałam, ale z perspektywy czasu nie mam im tego za złe - trzeba mieć naprawdę wyjątkowo silną osobowość, żeby udźwignąć problemy osoby w trakcie epizodu ciężkiej depresji.

3. Czy walczyłaś z tym sama?

Chociaż ciężko mówić o tym, że z tym walczyłam to tak - przez ostatnie kilkanaście lat nie szukałam pomocy. Odkąd jestem w związku (7 lat) mój partner jest dla mnie ogromnym wsparciem.

4. Jak próbowałaś sobie z tym poradzić?

Do niedawna żyłam w wyparciu. Mówiłam sobie, że wszystko ze mną w porządku; że po prostu mi smutno i nie mam siły, ale każdy przecież tak ma. Dopiero od 3 lat jestem świadoma problemu, a od kilku miesięcy leczę się u lekarza.

5. Jak się teraz czujesz?

Raz lepiej, raz gorzej. Nie radzę sobie z dużym stresem, czasami pokonują mnie lęki. Mam jeszcze momenty, kiedy nie mam siły wstać z łóżka, ale w ogólnym rozrachunku jest już znacznie lepiej niż przed leczeniem. Odkąd zaczęłam leczenie farmakologiczne, odkryłam, co to prawdziwa radość i motywacja do działania.

6. Jak myślisz, co w dzisiejszych czasach ma największy wpływ na depresję u ludzi?

Myślę, że głównymi przyczynami są prędkość życia, ciągły stres i presja - życie w XXIw. jest jak niekończący się wyścig, w którym nie mamy czasu odpocząć. Jak się tak bez przerwy biegnie, to w końcu przychodzi moment, w którym ciało nie daje rady i upada z wycieńczenia.

7. Co chciałabyś, aby ludzie nieznający problemu depresji o niej wiedzieli?

Wydaje mi się, że jak nie miało się nigdy depresji, to nie ma szans na to, żeby zrozumieć jakie to uczucie. To nie jest zwykły smutek, ani obniżenie nastroju. Depresja jest jak wielki głaz, który ciąży na piersi - wstanie z łóżka, mówienie, czy inne codzienne czynności stają się niewyobrażalnym wysiłkiem. Co gorsze, w głowie cały czas ma się ogromne poczucie winy, samoocena spada do zera i myśli się tylko o tym jak wielkim ciężarem jest się dla swoich bliskich. A przynajmniej ja tak to odczuwałam (i czasami jeszcze nadal odczuwam).
 
     To by było na tyle. Bardzo dziękuję Ani za współpracę i Wam, że dobrnęliście do końca. Jeśli macie jakieś pytania - możecie śmiało pisać, najlepiej w wiadomościach prywatnych. 
Buziaki 
 
 

 

Zdjęcia: Kasia Kmiotek (instagram)



Continue reading
Posted by Lena Sobalak at 2:40 PM 7 comments:
Labels: article, problemy XXI wieku
SHARE THIS

Saturday, January 19, 2019

No one compares to you

     Ostatnio życie bardzo mnie rozpieściło. Zauważyłam, że odkąd rozpoczęłam naukę w szkole średniej zmieniło się dużo, między innymi moje myślenie, styl. W sumie tylko pismo pozostało bez zmian. Nie wiem czy zaliczyłabym to do czegoś pozytywnego czy negatywnego. Chyba w zależności od kategorii. Dużo zmieniło się tylko pozornie, ale nie będę tutaj przytaczać przykładów.  Ostatnie trzy lata wprowadziły niesamowitą ilość nowości do mojego ograniczonego światopoglądu. Szczególnie jeśli chodzi o relacje międzyludzkie.
      Zaczynając pisać ten tekst miałam w głowie pewną tezę, mianowicie - coraz więcej oczekuję od życia. To nie jest tak, że czekam aż manna sama spadnie z nieba, chociaż może w kwestii miłosnej zazwyczaj tak właśnie robię, jednakże w innych sferach staram się działać i dążyć do spełnienia tych próżnych i mniej próżnych ambicji. Nieskromne przyznam, iż jestem całkiem dobra w planowaniu i bardzo, ale to bardzo nie lubię, kiedy coś idzie nie po mojej myśli. Do tego właśnie zmierzam, ale dajcie mi jeszcze chwilkę.
      Rozpoczął się „ciężki” dla studentów okres sesji, pierwsze kolokwia zaliczone na 4, oby nie jedyne.  Mój mózg zaczął ostatnio niesamowicie pracować, zapamiętuje bardzo dużo informacji, przyznam iż jestem z niego dumna. Jak widać wyznaje zasadę „nowy rok, nowa ja”, chociaż on z naszej dwójki. Właśnie! Minął prawie miesiąc od wkroczenia w 2019 rok, niedługo przestanę być nastolatką - przechodzę wewnętrzny kryzys.
      Wracając do spraw istotnych. Gdyby w grudniu ktoś powiedział mi o wydarzeniach, które mnie spotkają - wyśmiałabym go. Właściwie znajomi mnie ostrzegali, a ja nie słuchałam, wręcz obracałam wszystko w żart. Można powiedzieć, że wyszło jak miało wyjść.
      Do tego zmierzałam tym całym wstępem zbędnych i niezbędnych informacji. Otóż - jakiś czas temu w mojej głowie zrodziła się pewna myśl. Na pierwszy rzut oka nie za mądra, zupełnie nieatrakcyjna, wydająca się możliwą do spełnienia. Z czasem coraz bardziej w nią wątpiłam, wolałam odsunąć ją na dalszy plan i żyć teraźniejszością. W wolnych chwilach wymyślałam alternatywne scenariusze mojego życia, w których ta oto myśl dochodzi do skutku. Mając kontakt z rzeczywistością - czułam, że szanse są marne, chociaż ciągle pojawiały się nowe wydarzenia, które bardzo mnie zastanawiały. Wolałam je pozostawić, pamiętając o początku i kontynuując „pracę” w teraźniejszości. Moi znajomi nie pomagali mi w tym (wiem, że to czytacie, ale i tak Was kocham), ciągle wzmacniali wierzenie w ów myśl. Pewnego dnia uciążliwy pasożyt w mojej głowie wydostał się do rzeczywistości i narobił niesamowitej nadziei. Jej miara była ogromna. Cała blokada „niemożliwości” zniknęła. Dostałam powera, dawno się tak nie czułam. Wtedy myśl zaczęła wprowadzać komplikacje. Przechodziłam przez wszystkie stany emocjonalne jednocześnie, stres który trwał tydzień był tak intensywny, że równie dobrze mogłam go zabrać z rocznego zapasu prezydenta. Byłam jak tykająca bomba. Niebezpieczna? Nie. Potrafiłam nic nie jeść całymi dniami, płakać pół nocy, a drugie pół zwracać do toalety kwasy z mojego żołądka. Czułam ból fizyczny i psychiczny. Nawet dobre momenty doprowadzały mnie do niedobrych myśli, przez co trafiałam w błędne koło. Nikomu tego nie życzę, jednak mam świadomość tego, że każdy minimum raz w życiu to przeżyje. Może nie z taką intensywnością, ale jednak... I to wszystko dlaczego? Przez mniej niż przeciętną, głupią myśl, której większość posiadających do siebie szacunek ludzi mogłaby się powstydzić? Ironia, jak mało przejmują mnie myśli, które mógłby zrodzić coś niesamowitego, natomiast raz na kilka lat przytrafi się taka mała, głupia, nieobecna myśl, zawróci w głowie i wywoła wewnętrzne przeświadczenie o beznadziejności.
      I tak właśnie znajduję się tu, gdzie się znajduję. Chce, aby owa myśl doszła do skutku, jednak straciłam kontrolę i nie wiem już co robić. Mam świadomość tego jak bardzo jest słaba i że rzeczywiście, mogłabym w tym czasie zająć się czymś bardziej ambitnym. Jednak ciągle wymagam od mojego życia, aby wszystko się udało, bo przecież TEGO WŁAŚNIE CHCĘ. Egoistyczny, rozpieszczony przez los bachor ma ochotę na szczęście? Ciągle zapominam o jednym ważnym aspekcie - zrobiłam wszystko co w mojej mocy, teraz to już nie ja decyduję. Nieważne ile bym się modliła czy odprawiała rytuałów, nic tu nie pomoże. Moja intuicja ciągle rzuca cień nadziei na ową myśl, jednak mózg każe o tym zapomnieć. Przyjaciele też. Ostatnio zmienili swoje stanowisko, już nie lubią tej myśli. Podobno stać mnie na coś lepszego. Zobaczymy w przyszłości, bo w tym przypadku chyba tylko czas może coś zdziałać. Dam szansę innym myślom, są lepsze, ale przy nich mam przeczucie sukcesu, a szczerze przyznam że podświadomie uwielbiam się pomęczyć, zanim coś osiągnę. Jak już wspominałam - błędne koło.  Chcę, dostanę, wyrzucę - chcę, nie dostaję, chcę bardziej -> wyrzucę lub dostanę -> wyrzucę lub będę usatysfakcjonowana (?) Nie wiem co robić, nie wiem czego się spodziewać, jedyne co teraz wiem to geneza instytucji prezydenta w USA.
Dziękuję i dobranoc, miłego dnia dla wszystkich!









 Photos / Zdjęcia - Aleksandra Byszko (FB / IG)
Make-up / Makijaż - Aleksandra Byszko (FB / IG)

Shirt / Koszula - Zara
Trousers / Spodnie - SinSay
Jacket / Kurtka - Carry
Sunglasses / Okulary przeciwsłoneczne - The Blog Shop
Jewellery / Biżuteria - Ania Kruk, Yes, Szubert, Tous, Parfois
Headband / Opaska do włosów - Lui Store
Continue reading
Posted by Lena Sobalak at 2:36 PM 1 comment:
Labels: article, fashion
SHARE THIS

Tuesday, January 1, 2019

Bye 2018

Hej!
     Rok 2018 przywitałam z przyjaciółką na słabej imprezie. Pamiętam, że szybko ją opuściłyśmy i rano po przebudzeniu nie byłyśmy usatysfakcjonowane. Od ferii (w które byłam pierwszy raz na Malcie) towarzyszyła mi nauka geografii, jeszcze więcej matematyki i taka sama dawka angielskiego. Przeżyłam niesamowitą ilość kryzysów i histerii, a plany na przyszłość zmieniałam co godzinę. Moje życie było monotonne do maja, kiedy to podeszłam do „egzaminu dojrzałości”. W czerwcu rozpoczęłam pierwszą pracę (w Zarze), dzięki której mogłam sobie pozwolić na spełnienie kilku próżnych zachcianek. Wakacje spędziłam w pięknej Grecji i Włoszech, wróciłam napełniona falafelami i pizzą. Udało mi się dostać na wymarzony (przeze mnie) Uniwersytet Warszawski i (przez dziadka) Uniwersytet Jagielloński, czyli wszystkie uczelnie na jakie aplikowałam. Studia wiązały się z przeprowadzką do nowego miasta, w moim przypadku stolicy. Poznałam różnych ludzi. Chyba dosyć szybko udało mi się zaaklimatyzować. Zaliczyłam kilka fajnych imprez i nawiązałam ciekawe współprace. 

      Mimo wszystko 2018 był dla mnie najbardziej „rozwojowym” rokiem. Cieszę się z tego co straciłam i zyskałam, jak widać - tak miało być. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Teraz zainspirowana filmem mojego dzieciństwa zrobię podsumowanie:
Udane związki: 0
Utraceni przyjaciele: 1
Nowe tatuaże: 4
Zrzucone kilogramy: 3
Załamania i kryzysy: za dużo by liczyć
Szczęśliwe chwile: za dużo by liczyć
  
Dużo z tych rzeczy nie byłoby możliwych bez mojej rodziny i przyjaciół. Dziękuję.


Moje życzenia:

      Wszystkiego dobrego w nowym roku! Życzę Wam dużo wrażliwości i empatii, aby ten rok przyniósł same miłe niespodzianki. Tworzenie konfliktów zastąpcie rozmowami. Mówcie otwarcie o waszych uczuciach i nie wstydźcie się ich. Starajcie się wynosić jak najwięcej dobroci i nauk z otaczającego Was świata. Szanujcie bliskich i przyjaciół, zawsze postępujcie w zgodzie z samym sobą.
 Całusy!













 

ZDJĘCIA - KAJA GOŁUCHOWSKA (INSTAGRAM 1 | INSTAGRAM 2) 

skórzana kurtka / leather jacket - Zara
spodnie / trousers - Stradivarius
czarny crop top / black crop top - H&M
trencz / trench coat - Bershka
nerka / waist bag - Cropp
botki / shoes - Stradivarius 
zegarek / watch - Tommy Hilfiger
biżuteria / jewellery - Ania Kruk, Jubitom, Yes, Tous
okulary przeciwsłoneczne / sunglasses - Reserved


Continue reading
Posted by Lena Sobalak at 11:16 AM 7 comments:
Labels: article, fashion
SHARE THIS

Tuesday, December 18, 2018

Prezenty świąteczne na ostatnią chwilę

Hej hej!
Nadszedł ostatni tydzień na zrobienie zakupów świątecznych i szczerze przyznam iż sama nie mam wszystkich prezentów. W tym roku ze względu na mieszkanie w mieście, to na moich barkach spoczywa odpowiedzialność zorganizowania upominków dla najbliższej rodziny. Dopiero teraz ogarnęłam wystarczająco dużo czasu, aby wybrać się na sklepy. Poniżej podam propozycje mieszane, czyli takie, które mogą być i dla niej i dla niego. Mam nadzieję, że niektórym z Was pomogę. Dodatkowo, jeśli nie znajdziecie tutaj nic interesującego, polecam wybranie się do sklepów typu PEPCO, KIK, TIGER, JYSK lub IKEA, gdzie znajdziecie super prezenty dekoracyjne za małe pieniądze. Niestety brak sklepu online u większości nie pozwolił mi na podanie propozycji. Co do podanych poniżej - sprawdźcie TK MAXX.

MIESZANE

Oczywiście 50zł to moim zdaniem budżet w sam raz, aby kupić fajny upominek. Wiadomo, nie spełni się za to każdego marzenia, jednak fajnie pokombinować. Można pomyśleć nad czymś mniej lub bardziej zobowiązującym, w zależności od osoby, którą planujecie tym obdarować. Dobrą opcją jest zakup kilku przedmiotów i stworzenie z nich zestawu.

 1. KSIĄŻKA
Moim zdaniem super pomysł na prezent, szczególnie dla starszego pokolenia. Wiadomo, że obecnie mało kto z młodszych czyta, a jeśli już czyta to zazwyczaj wersję elektroniczną (wtedy można wykupić e-book'a). Tutaj kilka pozycji, które wydają mi się w miarę interesujące i uniwersalne, chociaż wiadomo, że taki prezent najlepiej dobrać pod zainteresowania i poglądy. Z tego co wiem, w empiku jest teraz jakaś promocja (chyba kup 4, zapłać za 3, druga książka -50% i -30% na bestsellery). Do takiego prezentu można dokupić np zakładkę do książek, ciepłe skarpety, kubek lub dobre słodycze.

KASIA KLIK | PIOTR KLIK | ANJA KLIK

2. KUBEK
Ostatnio w księgarni BĘC na Mokotowskiej widziałam świetne kubki barowe z nazwami dzielnic Warszawy, niestety nie zapytałam o cenę. Ten prezent nie musi być banalny, może nawiązywać do pasji osoby obdarowywanej lub jakiegoś wspólnego wspomnienia. Poza tym to nawet fajny dodatek do większego prezentu, kto nie używa kubków? Zawsze można dokupić jakiś zestaw herbat, kaw lub słodyczy albo połączyć to ze szlafrokiem, pidżamą czy kapciami.


POTTER KLIK (bardzo polecam cały sklep internetowy) | B&B KLIK | PRL KLIK | MOUNTAINS KLIK

3. KAPCIE
Nie wiem czy to starość, ale od jakiegoś czasu bardzo podobają mi się prezenty typu kapcie, szlafroki itp. Nawet deski do krojenia, ale to już z innej beczki. W każdym razie, fajne kapcioszki to fajny prezencik. W zależności co kto lubi, można poszukać bardziej fancy i postawić na futerko lub podejść do tematu ze śmiechem i zakupić je w jakimś zabawnym kształcie. Macie duże pole do popisu!



 SIMPSON KLIK | PANDA KLIK | FUTERKO KLIK

4. KALENDARZ | PLANNER
Kalendarze i plannery są ostatnio bardzo popularne. Nie tylko w wersji elektronicznej, ale również papierowej. To super prezent dla osoby zorganizowanej lub takiej, która potrzebuje organizacji w swoim życiu. Sama używam kalendarza i jest to bardzo wygodne, uwielbiam planować.

BRZYDKI KLIK | KSIĄŻĘ KLIK | SW KLIK | KLASYKA KLIK

5. PORTFEL | ETUI NA KARTY
Myślę, że ten prezent jest jedną z najfajniejszych opcji. Nawet do 100zł można kupić coś fajnego, chociażby na promocjach. Uwielbiam szukać okazji i to samo Wam polecam. Oczywiście ta pozycja może się znaleźć na wyższych półkach cenowych, jednak chciałam Wam pokazać, że nie trzeba wydawać tutaj milionów.

CARMEL KLIK | SILVER KLIK | MK KLIK | PINK KLIK | CKJ KLIK | BLACK KLIK


 6. PASEK
Wydaje mi się, że dużo osób nosi paski. Sama chciałabym dostać jakiś ładny, porządny pasek z dużą klamrą. Dobry prezent na święta, ponieważ czasami szkoda jest nam zainwestować w takie proste, podstawowe rzeczy.

GUCCI KLIK | TH KLIK | BS KLIK | LEVIS KLIK

7. TOREBKA TYPU NERKA
W tym roku nerki osiągnęły chyba szczyt swojej popularności. Są bardzo uniwersalne, można znaleźć propozycje dla mężczyzn jak i kobiet, wersje sportowe i eleganckie. Myślę, że jest to fajna opcja na prezent. Póki co nie szykuje się ich odejście.

NIKE KLIK | NIKE 2 KLIK | BLACK KLIK | CONVERSE KLIK

8. PLAKAT
Plakat to fajny prezent dla osoby, która właśnie się przeprowadziła lub skończyła remont. Podarowany w antyramie nie musi koniecznie wisieć na ścianie, równie dobrze może stać oparty o nią lub jakiś mebel. Jeśli postawicie na mniejszy plakat, wtedy super sprawdzi się jako ozdoba na szafkach czy toaletce. Kolejny plus tego prezentu to uniwersalność lokalizacji, można go postawić w każdym pomieszczeniu.

TRAVEL KLIK (personalizowany, na stronie wiele innych wzorów) | COCA COLA KLIK | KATE MOSS KLIK | MEXICO KLIK

Więcej propozycji:
- kosmetyki,
- biżuteria,
- bielizna,
- pidżama,
- gra,
- alkohol,
- perfumy (jeśli znasz upodobania zapachowe),
- bon na zakupy, zabieg itp
Continue reading
Posted by Lena Sobalak at 12:53 AM 3 comments:
Labels: shop
SHARE THIS

Wednesday, December 12, 2018

Sukienki z sieciówek - święta i sylwester

Hej!
Oto przed Wami spóźniony wpis z sukienkami na święta i sylwestra. Szczerze przyznam, iż w tym roku jestem bardzo pozytywnie zaskoczona propozycjami siecówek. Nie pamiętam dokładnie w jakim przedziale cenowym się tutaj zawarłam. Bardzo możliwe, że trochę przekombinowałam - raz kierowałam się swoim stylem, następnie trendami, ale zdarzą się również propozycje klasyczne i neutralne. Jeśli mowa o sylwestrze - zaszalałam. Jednak wydaje mi się, iż znajdziecie tutaj propozycje na domówkę, ale też imprezę na sali.  Pod koniec przypomnę - sukienki z kolaży są tylko przykładami, opłaca się przeszukać każdy z podanych niżej sklepów, naprawdę jest w czym wybierać.
Oczywiście nie ma co wydawać majątku na sukienkę, którą założycie tylko raz. Rada ode mnie - spróbujcie wybrać coś uniwersalnego. Ostatnie dwa sylwestry spędziłam na domówkach ubrana bardziej casualowo, ale sukienkę, którą kupiłam na imprezę 2015/2016 wykorzystałam później na półmetku i przy kilku innych okazjach. Dobra, przejdźmy do sklepów.

1. BERSHKA

Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie Bershka. Nie przepadam za tym sklepem, ich ubrania są zazwyczaj wykonane ze słabych jakościowo materiałów i zawsze ciężko było mi się odnaleźć w ich estetyce. To taki Sinsay Inditexu. Czasami oczywiście trafiały się perełki, jednak i tak omijałam ten sklep w strachu przed kolejnym zawodem. Tym razem jestem pod ogromnym wrażeniem, on-line trafiłam na dużo super sukienek, w których widać udaną (!) inspirację większymi markami ze świata mody. Mam nadzieję, że na żywo będą się prezentować równie dobrze.


1. KLIK | 2. KLIK | 3. KLIK | 4. KLIK | 5. KLIK
 
 1. KLIK | 2. KLIK | 3. KLIK | 4. KLIK

 2.  ZARA
 Zara to jedna z moich ulubionych sieciówek. Jak niektórzy wiedzą - pracowałam tam w ostatnie wakacje. Szukając sukienek na sylwestra i święta wiedziałam, że się nie zawiodę. Przeglądanie ich strony zajęło dużo czasu, ale wyłoniłam swoich faworytów.  Tutaj, oprócz sukienek, wybrałam dla Was również kilka kompletów. Wydaje mi się, że sprawdzą się świetnie zarówno na kolacji wigilijnej jak i imprezie sylwestrowej.

 1. KLIK | 2. KLIK | 3. KLIK | 4. KLIK


                                            1. KLIK | 2. KLIK | 3. KLIK | 4. KLIK


 1. GÓRA DÓŁ | 2. GÓRA DÓŁ | 3. GÓRA DÓŁ | 4. GÓRA DÓŁ | 5. GÓRA DÓŁ



3. STRADIVARIUS 
 Nie wiem czy zauważyliście, ale Bershka i Stradivarius mają bardzo dużo podobnych propozycji. Rozumiem, że są „rodziną”, jednak można było trochę urozmaicić tegoroczną kolekcję imprezową. Jest mi tym bardziej przykro, iż preferuję wykonanie oraz projekty ze Stradi, ale tym razem to Bershka pochwaliła się (moim zdaniem) ciekawszymi sukienkami.

 1. KLIK | 2. KLIK | 3. KLIK | 4. KLIK
 1. KLIK | 2. KLIK | 3. KLIK | 4. KLIK



4. RESERVED
 Reserved był „najtrudniejszym” sklepem. Ich oferta sylwestrowo-świąteczna jest ogromna, z czego naprawdę ciężko było mi wybrać tylko 5 sukienek do kolażu. Spotkacie tam dużo krojów, więc myślę że każda figura znajdzie coś dla siebie. Jednak szczerze przyznam, że moje serce bardziej skradły oddzielne górne i dolne części garderoby, a w szczególności spódniczki.


 1. KLIK | 2. KLIK | 3. KLIK | 4. KLIK | 5. KLIK



 





















1. KLIK | 2. KLIK | 3. KLIK | 4. KLIK | 5. KLIK


5. NA-KD
Szczerze przyznam, iż nigdy wcześniej nie zajrzałam do tego sklepu internetowego. Widziałam, że dużo osób go reklamuje, ale kojarzył mi się z typowym chińskim sklepikiem. Nic bardziej mylnego! Jestem bardzo zaskoczona, ale ich propozycje sukienek są genialne. Tutaj nie znajdziecie nic z promocji, ale przed chwilą, w poszukiwaniu linków, trafiłam na dużo fajnych za mniej niż 100zł! Ogólnie polecam, "instagramowy" styl.


 1. KLIK | 2. KLIK | 3. KLIK | 4. KLIK | 5. KLIK
1. KLIK | 2. KLIK | 3. KLIK | 4. KLIK | 5. KLIK



 
Continue reading
Posted by Lena Sobalak at 3:08 PM 5 comments:
Labels: article, fashion
SHARE THIS

Tuesday, November 6, 2018

Studniówka - American dream czy strata pieniędzy?

     Pytania odnośnie studniówki dostaję od wakacji. Ponieważ bardzo dużo z nich się powtarza i co chwila pisze ktoś nowy, uznałam iż bez sensu będzie publikacja odpowiedzi na story. Znika ono po 24h, a nie każdy zagląda w wyróżnione. Tak więc: w tym wpisie poznacie mój punkt widzenia oraz doświadczenia związane z „nocą życia”. Czy jest to spełnienie „American dream” każdej nastolatki? Przeczytaj, a się przekonasz. Zapraszam do krótkiej lektury.



  1. Czy to wstyd iść samemu?
     Myślę, że nie wstyd, ale ta opcja nie zawsze się sprawdza. Super, jeśli Ty i Twoi znajomi idziecie sami, nie będziecie przez nikogo ograniczani, skoro i tak nie jesteście w związkach to po co płacić za drugą osobę. Ja zgodziłam się pójść z kolegą z klasy, mieliśmy tańczyć razem poloneza, więc uznałam że będzie to wygodne. Tyle tylko, że w międzyczasie moja przyjaciółka (która również miała iść sama) znalazła sobie chłopaka. I wtedy zaczęło się trochę sypać. Stety, niestety - moje najlepsze koleżanki były (i nadal są) w związkach, czyli pełniłam rolę trzeciego koła u wozu, a przynajmniej tak się czułam. Całą studniówkę nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Jeśli tylko macie możliwość zabrania ze sobą kogoś znajomego, z kim świetnie się czujecie i bawicie - śmiało. Wchodzenie w związek tylko dla studniówki (a znam takie przypadki) nie jest dobrym pomysłem. 

  1. Co z sukienką/makijażem?
    Szczerze mówiąc sukienki szukałam wszędzie. Najdroższą jaką mierzyłam znalazłam w Retro Shopie (1600zł). Patrzyłam w lumpeksach, sieciówkach, sklepach vintage. Ostatecznie kupiłam sukienkę na wyprzedaży w Zarze, nie pamiętam tylko kiedy, przed czy po sylwestrze, kosztowała chyba 80zł. Niestety była to dość duża S, więc musiałam oddać ją do krawcowej w celu zmniejszenia dekoltu i zwężenia talii, ale poprawki wyniosły około 15zł. Buty dorwałam w sklepie vintage, śliczne czarne ze złotą szpilką. Jedyny minus to ich rozmiar, ponieważ byłam tak zdesperowana, że wzięłam za małe, ale NIGDZIE nie mogłam znaleźć takich, które by mnie satysfakcjonowały (poza tymi oczywiście). Jak się domyślacie nie spędziłam w nich całej studniówki, szybko zmieniłam na vansy. Makijaż wykonała moja znajoma Katrina z Laboratorium Brwi (klik) w Częstochowie, którą bardzo polecam. Jeśli jesteście ze „świętego miasta” na pewno mogę jeszcze podsunąć Wiktorię Kozłowską (klik), dziewczyna również zna się na mejkapie i pracuje na super kosmetykach. Z obydwoma współpracowałam i polecam z czystym sumieniem. 

  1. Kiedy zacząć się umawiać do fryzjera, makijażystki, na paznokcie?
     Jak najwcześniej! Pamiętajcie, że poza maturzystami mają normalnych klientów, którzy potrzebują wizyty akurat w tym terminie. Paznokcie najlepiej zrobić poprzedniego dnia, najpierw zaliczyć wizytę u fryzjera i dopiero przed samą imprezą (trzy, cztery godziny) wybrać się do makijażystki. Pamiętajcie, że na każda z tych czynności musicie poświecić mniej więcej dwie (do trzech) godziny, miejcie to na uwadze podczas umawiania. 

  1. Czym inspirować się podczas wyboru sukienki/makijażu?
     Jeśli ktoś z Was widział jak wyglądałam na swojej studniówce może zauważyć lekką inspirację gwiazdami kina lat 50/60tych. Nieliczni wiedzą, że bardzo lubię filmy z tamtego okresu oraz urodę ówczesnych aktorek. Poza tym, przeglądałam zdjęcia z czerwonego dywanu (Seleny Gomez, Belli Hadid, Gigi Hadid, Hailey Baldwin), stety niestety moja mama odciągała mnie od niektórych sukienek, ponieważ uznała że są zbyt odważne jak na taką okazję. 

  1. Co z butami na zmianę?
     Tak jak wspominałam wyżej - prawie całą studniówkę spędziłam w vansach. Do poloneza, zdjęć i niektórych piosenek zmieniłam na obcasy. Zabrałam mój „worek” z butami na zmianę pod stół (w nim też trzymałam alkohol) i mogłam wygodnie decydować kiedy które. Polecam takie rozwiązanie. Co do worka - swój mam ze współpracy Karl Lagerfeld x Vans, buty w pudełku były w niego zapakowane, ale myślę że nawet zwykła reklamówka nie będzie problemem, chociaż może być przeszukana przez ochronę.

  1. Studniówka przypomina „melanż” czy przez bycie szkolną imprezą niekoniecznie?
     Wydaje mi się, że to zależy od szkoły. Niektóre placówki nie zgadzają się na alkohol, trzeba pić „po kryjomu” i za przesadzenie z ilością wyprowadza ochrona. Z tego co pamiętam na mojej studniówce nie było większego problemu. Osobiście bywałam na dużo, ale to dużo lepszych imprezach, więc swojej nie porównałabym do „melanżu”. Atmosferę budują ludzie, jeśli macie imprezowych znajomych na pewno nie będzie nudno. Jednakże, skoro zaprasza się nauczycieli warto chociaż zachować pozory kulturalnej i grzecznej młodzieży, nie wymiotować na podłogę i takie tam.

  1. Czy to PROM jak w amerykańskich filmach?
     Bardzo bym chciała. Może tylko ja źle trafiłam, ale na pewno nie porównałabym tego do filmów. Miałam cichą nadzieję, że spełni się malutki „american dream”, niestety chyba za dużo oczekiwałam. Lepiej nie wymagać za wiele.

     Patrząc na całą sytuację po czasie - żałuję i nie żałuję. Wiem, że gdybym nie poszła, byłoby mi smutno ponieważ ominęłabym takie wydarzenie. Jednakże, studniówka była w moim życiu zupełnie zbędna. Nie wniosła cudownych wspomnień, wręcz odwrotnie. Oczywiście, mam kilka chwil z bliskimi znajomymi, które sprawiły iż nie wyszłam po pierwszej godzinie. Jak to u mnie bywa - nie obyło się bez łez, szkoda tylko że nie takich ze szczęścia. Znalazło się tam kilka sytuacji albo może lepiej - zachowań, które w połączeniu z maturalnym stresem doprowadziły do wybuchu emocjonalnego. Chciałabym tutaj podziękować mojemu koledze, z którym siedziałam na polskim i koleżankom M. i A. - super jesteście, bez sarkazmu. 
     Oczywiście tym krótkim wywodem nie chciałam Was zniechęcić. Cudownie było przez moment poczuć się piękną, za nic nie oddałabym tego spojrzenia mamy chwilę przed uroczystością. U mnie niestety za dużo się działo, pewnie to było przyczyną mojego niezadowolenia. Zauważyłam, iż wszystkiemu stawiam bardzo wysoką poprzeczkę i mało co potrafi jej sprostać. Muszę nauczyć się nad tym pracować, nie chcę być nieusatysfakcjonowana do końca życia. Rada dla Was - idźcie, wybawcie się i przez jeden wieczór nie myślcie o ważnych sprawach. Na pewno każdy/a z Was będzie wyglądać jak milion dolarów. Sami zadbajcie o to, aby Wasz „American dream” się ziścił.
 Buziak!

Zapraszam na mojego instagrama - Lena.Sobalak (KLIK)
Publikuję tam we wtorki, czwartki oraz niedziele.

Continue reading
Posted by Lena Sobalak at 12:07 PM 6 comments:
Labels: article
SHARE THIS
NEWER OLDER HOME
PROFILE PICTURE

BLOG ARCHIVE

  • 2020 (1)
    • August 2020 (1)
      • Stained Glass
  • 2019 (10)
    • September 2019 (1)
    • July 2019 (1)
    • June 2019 (2)
    • May 2019 (1)
    • April 2019 (2)
    • February 2019 (1)
    • January 2019 (2)
  • 2018 (11)
    • December 2018 (2)
    • November 2018 (1)
    • October 2018 (1)
    • July 2018 (3)
    • March 2018 (2)
    • February 2018 (1)
    • January 2018 (1)
  • 2017 (22)
    • December 2017 (2)
    • November 2017 (1)
    • October 2017 (2)
    • September 2017 (2)
    • August 2017 (4)
    • July 2017 (2)
    • May 2017 (1)
    • April 2017 (1)
    • March 2017 (4)
    • February 2017 (3)
  • 2016 (12)
    • November 2016 (1)
    • October 2016 (1)
    • September 2016 (2)
    • August 2016 (2)
    • July 2016 (1)
    • June 2016 (2)
    • May 2016 (1)
    • April 2016 (1)
    • February 2016 (1)
  • 2015 (29)
    • December 2015 (1)
    • November 2015 (3)
    • October 2015 (2)
    • September 2015 (1)
    • August 2015 (2)
    • July 2015 (4)
    • June 2015 (2)
    • May 2015 (5)
    • April 2015 (1)
    • March 2015 (2)
    • February 2015 (3)
    • January 2015 (3)
  • 2014 (30)
    • December 2014 (3)
    • November 2014 (2)
    • October 2014 (5)
    • September 2014 (5)
    • August 2014 (1)
    • July 2014 (1)
    • June 2014 (2)
    • May 2014 (4)
    • April 2014 (1)
    • March 2014 (2)
    • February 2014 (3)
    • January 2014 (1)
  • 2013 (16)
    • November 2013 (1)
    • October 2013 (1)
    • September 2013 (1)
    • August 2013 (5)
    • July 2013 (1)
    • June 2013 (1)
    • May 2013 (1)
    • April 2013 (2)
    • February 2013 (3)
Powered by Blogger.

SHOP MY CLOSET

SHOP MY CLOSET

Popular Posts

  • Light pink handbag
      Photos by Roksana Kaczyńska ( FACEBOOK ) Dress / Sukienka - Terranova Jacket / Marynarka - Promod N...
  • Hippie
    Outfit from holiday. In this weekend I'm doing new post with new outfit :) Zestaw z wakacji. W ten weekend zrobię nowy post z now...
  • Red lips
      Photos by Agnieszka S. Snapback / Snapback - House Sweatshirt / Bluza - Stradivarius Dungaree / Ogrodniczki - Moh...

Labels

article (22) be fit (1) beauty (11) fashion (80) inspirations (4) me (1) movie (3) PLF (2) problemy XXI wieku (1) shop (7) the best style (3) travel (13)

ADD ME ON SNAPCHAT

ADD ME ON SNAPCHAT

FOLLOWERS

Copyright © , Lena Sobalak blog. Designed by Samantha Black. Powered by Blogger.